niedziela, 6 listopada 2016

Jesienna dzikość Bieszczad X 2016

Jesienna dzikość Bieszczad



W piątkowy wieczór pomimo nieciekawych prognoz pogody na najbliższy weekend całkiem spora grupa klubowa zbiera się w Zagrodzie Chryszczata  w Smolniku. Spędzamy wieczór miło przy palącym się kominku i gitarze zostawiając decyzję co do następnego dnia na poranek.


    Dzień pierwszy - Bory nad Osławą


Smolnik - schronisko nad Smolnikiem - Smolnik


Poranek obudził nas deszczem. Postanawiamy zmodyfikować zaplanowaną trasę i bez względu na pogodę wyruszyć o jedenastej. Liczymy na przepowiadane okno pogodowe.
Nic się nie poprawiło, ale pomimo tego mobilizujemy się do wymarszu. Peleryny zakładamy już od progu i wychodzimy. Idziemy asfaltową drogą w kierunku Duszatyna. Kilometr dalej po lewej stronie napotykamy zachęcający szyld przy drewnianej chacie. Śpiewany chlebek i lokalne nalewki w taką pogodę skutecznie kierują nas w stronę chaty. Zamawiamy chleb na jutro i raczymy się sosnowym likierem.



W dużo lepszych humorach ruszamy dalej. Za kolejnym zakrętem kuszą nas lokalne sery, ale zostawiamy sobie je na ewentualną drogę powrotną. Wkrótce dochodzimy do murowanej cerkwi  pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z 1806 roku. Została zbudowana z kamieni łączonych zaprawą wapienno-glinianą z dodatkiem słomy, a więźba dachowa w swojej konstrukcji nie ma gwoździ. Przed cerkwią postawiono również murowaną dzwonnicę o podstawie kwadratu z baniastym zwieńczeniem. Konstrukcja pozwala na podwieszenie dużego dzwonu, a uchwyt od takiego dzwonu leży obok dzwonnicy. Wewnątrz ponoć zachował się ciekawy ikonostas. Jednakże cerkiew a obecnie kościół był zamknięty.
Po kolejnych dwóch kilometrach skręcamy na szlak i błotnistą drogą podchodzimy 200 metrowe podejście do schroniska nad Smolnikiem. Oczywiście już trochę zziębnięci pakujemy się do środka. Schronisko pod Smolnikiem to trochę nietypowe schronisko. Z sieni wchodzimy do dużej kuchni z piecem oraz wspólnym stołem. Pokoje urządzono na piętrze.


Po ogrzaniu się ruszamy dalej w dół po błocie do tej samej drogi, która szliśmy wcześniej. Pod schroniskiem radośnie wita stado koni. Wyglądają w panującej aurze bardzo majestatycznie. Po zejściu na asfalt decydujmy iść dalej w kierunku brodów. Pierwszy jest tuż za skrzyżowaniem z drogą na Mików. Poziom wody w Osławie po ostatnich opadach zdecydowanie nie daje nadziei na jej pokonanie, choć bez trudu pokonuje go wycieczka na wozie zaprzęgniętym w parę koni. Po lewej stronie dostrzegamy most na trasie dawno nieczynnej wąskotorówki. Po nim przeprawiamy się na drugi brzeg i podążamy w kierunku kolejnego brodu. Ten jednak nie daje się obejść. Mostu tu brak, a zarośnięta ścieżka w tych warunkach zdecydowanie nie nadawała się na wędrówkę. Wracamy więc tą samą drogą, ponownie wstępując po drodze po świeży bunc.


Wieczorem gościmy znanego bieszczadzkiego zakapiora Andrija Kirima, z którym spędziliśmy przyjemny wieczór z bieszczadzką i nie tylko piosenką


    Dzień drugi - Jaziorka Duszatyńskie


Prełuki - Duszatyn - rezerwat "Zwięzło" - Dział - Prełuki


Następny poranek przywitał nas jakże odmiennie piękna pogodą. Wyprowadzamy się z noclegu, odbieramy zamówiony wczoraj chlebek i żegnani piosenką przez naszego zakapiora samochodami przemieszczamy się do przysiółka Prełuki pomiędzy Komańczą a Duszatynem. Zostawiamy na parkingu samochody i drogą idziemy do Duszatyna.



Od drugiej strony oglądamy wczorajsze brody, po czym wchodzimy na szlak w kierunku na Chryszczatą. Słoneczna pogoda sprawia, że jesień w Bieszczadach pokazuje wszystko co ma najpiękniejsze. Po ostatnich opadach pozostało błoto i wezbrane potoki, które trzeba niestety pokonywać balansując na nielicznie wystających kamieniach i śliskich pniach. Po godzinie jesteśmy w rezerwacie Zwięzło z jego Duszatyńskimi Jeziorkami. W wodzie pięknie malują się kolory jesieni.
Robimy przerwę, a ja popełniam błąd nic nie jedząc.
Rezerwat przyrody "Zwiezło" ma powierzchnię 2,2 ha. Nazwa rezerwatu powstała po wydarzeniach z 1907 roku. Po długich opadach, przesiąknięte wodą łupki spowodowały ześlizgnięcie się (zwiezły) ze stoków warstw skalnych i ziemi, które wraz z lasem osunęły się w kierunku potoku Olchowaty, tamując przepływ wody w wyniku czego powstały 3 jeziorka osuwiskowe. Do dziś przetrwały dwa. Trzeci nakazał wysuszyć hrabia Potocki, aby łatwiej  było odłowić ryby.


Dalsza część wędrówki ma się odbywać bez szlaku. Liczymy na ścieżkę, która widnieje na mapie na paśmie Działu powyżej rezerwatu. Cofamy się do niższego jeziorka, na azymut uderzamy ostro w górę na pasmo. I od razu zemścił się na mnie ten brak rozsądku, o którym wspomniałem. Strome podejście spowodowało, że zaczynało mi odcinać paliwo. A kłopoty dopiero się zaczynały. Przed samym szczytem odnajdujemy biegnący tutaj niebieski szlak, ale nie odnajdujemy ścieżki, którą mieliśmy wrócić. W rezultacie schodzimy zbyt nisko zanim decydujemy się iść bez niej we właściwym kierunku. Lądujemy w głębokiej paryi, za którą jest kolejna. Nie możemy iść na północ, bo wyjdziemy za daleko nad Osławę i wysoka woda nie pozwoli nam wrócić do samochodów. Najrozsądniej będzie iść w górę na pasmo i tam szukać ścieżki lub na azymut poruszać się górą. Brnąc przez las ponownie pniemy się w górę. Tam rzeczywiście jest coś na kształt ścieżki. I choć czasami zanikała udaje się nam nią dojść w dół wprost na parking. Przebieram ubłocone buty, choć bardziej marzyłem o jakimkolwiek jedzeniu. A kanapkę miałem cały czas w plecaku.
Złotą jesień bieszczadzką mamy za sobą, a przedreptaliśmy łącznie prawie 35 kilometrów.



Brak komentarzy: