wtorek, 11 października 2016

Roztocze wschodnie - październik 2016


Roztocze wschodnie

Jako miejsce ostatniego tegorocznego urlopu wybrane zostało Roztocze. A konkretnie Roztocze wschodnie. Noclegi mamy w agroturystyce w przysiółku Bieniaszówka 7 kilometrów od Narola. Po przyjeździe na rozgrzewkę pojechaliśmy rowerami właśnie do Narola na obiad, a po powrocie jeszcze spacer po lesie na grzyby. Kilka kozaczków będzie na jutrzejsze śniadanie






    Dzień pierwszy Werchrata - Nowiny Chorynieckie


Bieniaszówka - Monasterz - Werchrata - Prusie - Nowiny Chorynieckie - Huta Złomy - Narol - Bieniaszówka 


Na śniadanie jajecznica z wczoraj zebranymi grzybami. Potem szybko zbieramy się i ruszamy. Na skraju wsi kończy się asfalt, a zaczynają się piachy. Trochę pchamy trochę jedziemy. Po trzech kilometrach dojeżdżamy do wsi Pawliszcze i asfaltem zjeżdżamy do Huty Lubyckiej. Teraz szlakiem zielonym pod górę przez las dojeżdżamy do Monastyrza gdzie na wzgórzu są ruiny grecko-katolickiego klasztoru. Kilkadziesiąt metrów przed wzgórzem klasztornym mijamy pozostałości po pustelni św. Brata Alberta


Na wzgórzu klasztornym znajdziemy pozostałości po murach, kilka piwnic oraz cmentarz żołnierski i ustawiony przez organizacje ukraińskie pomnik ku czci członków UPA poległych w tym rejonie. Poniżej wzgórza napotykamy jeszcze niewielką kapliczkę.


Leśnym duktem dojeżdżamy do asfaltowej drogi prowadzącej do Werchraty. Werchrata to wioska w której znajduje się stacja przeładunkowa oraz kolejowe przejście graniczne z Ukrainą. W centrum jest kościół parafialny będący dawną cerkwią grecko-katolicką z początków XX wieku oraz cmentarz wojenny z I wojny światowej. Z Werchraty pojechaliśmy do oddalonej o 4 km wsi Prusie gdzie znajduje się drewniana cerkiew greckokatolicka z roku 1887 pod wezwaniem Narodzenia NMP 


Z Prusiech można zielonym szlakiem prze Moczary dojechać do Popowej Doliny i dalej główną drogą do Horyńca Zdroju. Nie mamy jednak ochoty na kolejną przeprawę przez piach i wracamy do Werchraty i tam skręcamy na tę samą drogę. Zaraz za skrzyżowaniem 8% podjazd przypomina nam, że Roztocze to całkiem spore pagórki. Droga wiedzie wzdłuż torów kolejowych pomiędzy urokliwymi bagienkami. Przed Dziewięcierzami skręcamy w prawo w kierunku na Niwki. Znów wspinamy się na górkę mijając po drodze rezerwat Sołokija gdzie chronione są naturalne skupiska jałowca pospolitego o zróżnicowanych, osobliwych formach. Na wzgórzu zbaczamy w kierunku Świątyni Słońca, grupy charakterystycznych ostańcow, które wg. legendy miały być świątynią, w której dawne ludy tutaj zamieszkujące oddawały cześć bogu słońcu. Teraz trochę radości czyli długi zjazd aż do Nowin Horynieckich gdzie kolo kapliczki św. Jana Nep. robimy sobie krótki postój.


Dalsze kilometry zamierzamy pokonywać czerwonym szlakiem rowerowym nazywanym "Nad Brusienką" Niestety znów pod górę. Na szczycie czeka nas niespodzianka. Niemiła jak się zaraz okaże. Droga asfaltowa, która trochę wcześniej zamieniła się w betonowe płyty nagle skończyła się. Zarówno mapa jak GPS pokazywał skręt w lewo, Jednakże zarośnięta ścieżka nie przypominała szlaku rowerowego, czy nawet pieszego i nie wzbudzała zaufania. Cóż było robić. Na powrót nie mieliśmy ochoty, więc decyzja - jedziemy. Jedziemy wśród chaszczy po resztkach betonów i nawet ta namiastka drogi wkrótce się skończyła przechodząc w piaszczysta drogę, po której nijak nie dało się jechać. Ślady opon rowerowych dowodziły, że nie byliśmy jedynymi, którzy dali się naciąć na tę trasę. Dobrze, że chociaż szliśmy w dół. Dobre pół godziny zajęło nam dotarcie do przyzwoitej drogi w Polance Horynieckiej. Odtąd już bez przeszkód przez Hutę Złomy jedziemy do Narola gdzie jemy obfity obiad w znanej nam już restauracji . Pojedzeni i zadowoleni pokonujemy ostatnie 7 km do Bieniaszowki

    Dzień drugi Długi Goraj


Bieniaszówka - Rudki - Krągły Goraj -Długi Goraj (linia Mołotowa) - Huta Lubycka - Bieniaszówka

Prognoza pogody sprawdziła się aż do bólu. Rozgwieżdżone niebo pokryło się nocą chmurami i nad ranem zaczęło padać. O rowerach trzeba było zapomnieć. Na szczęście deszcz nie był intensywny i zanikający, więc szybka zmiana planów i wybraliśmy się na wędrówkę. Drogą leśną przez wieś Rudki postanowiliśmy dojść do niebieskiego szlaku i potem wzdłuż bunkrów na linii Mołotowa. Za wsią skręciliśmy w wybraną drogę, a ta skończyła się po 500 metrach w środku lasu. Wracać się nie opłacało, wyszliśmy na skraj lasu, ale tam zaorane pole. Brnęliśmy więc przez las puki się dało, a potem polem. Po wybranej drodze pozostał niewielki ślad w postaci zarośniętego zagłębienia. Droga naznaczona na mapie była do użytku, ale chyba sto lat temu.


Ubłoceni doszliśmy do Rudek skąd mieliśmy około 1,5 km do szlaku. Niestety ta ścieżka także pozostawała tylko teoretycznie. Półtorej godziny zajęło nam przejście tych 5 kilometrów. Na szczęście deszcz był tylko przelotny i niewielki. Zbliżaliśmy do linii bunkrów tymczasem napotykaliśmy kolejne przydrożne krzyże.

Dotarliśmy do żółtego szlaku wiodącego wzdłuż Linii Mołotowa (fortyfikacje ZSRR z lat 1939-41 nazwane przez ich twórców „Linią Mołotowa"). Na szlaku niektóre z umocnień oznaczone żółtą strzałką.



Z Goraja czerwonym szlakiem przez Hutę Lubycką wróciliśmy do Bieniaszówki. Po drodze rozglądaliśmy się za grzybami, ale poza kilkoma maślakami i pieczarką polną nie znaleźliśmy nic. Na dodatek zaczęło padać mocniej co nie wróżyło nic dobrego na następny dzień.
Szliśmy drogą wypatrując kolejnych bunkrów porozrzucanych w pięknych krajobrazach leśnych. Zanim skręciliśmy w czerwony szlak wiodący do domu, pomimo tego, ze butach zaczynało już chlupać odbiliśmy jeszcze aby zaliczyć najwyższy szczyt polskiego Roztocza Długi Goraj - 391,5 m.



    Dzień trzeci Puszcza Solska

Bieniaszówka - Pizuny -Huta Złomy -Łówcza -Róda Różanecka -Narol  - Bieniaszówka



Po dwóch dniach intensywnych opadów, kiedy jedynie na chwilę udało się wyjść do lasu i to w gumowcach, jak dobrze, że je wzięliśmy, znów o poranku przywitało nas słońce. I to nic, że temperatura ledwo zbliżała się do 10 stopni. Za Łukawicą skręcamy w las i dojeżdżamy do małego przysiółka gdzie mieszka ponoć tylko jeden mieszkaniec. Oprócz tego jest popularny w okolicy dom modlitwy z małym klasztorem oraz pole namiotowe. Jesteśmy za to niemal u źródła Tanwi. Jednej z najczystszych polskich rzek, bardzo popularnej wśród kajakarzy. 


Przechodzimy jeszcze tutaj strumyk po małym mostku i przez las przedostajemy się na szosę do Huta Złomy. Dalej jedziemy do Łówczy, gdzie na wzgórzu za miastem jest XVIII wieczna cerkiew pw. św. Paraskewy. Na przy cerkiewnym cmentarzyku odnaleźliśmy nagrobek z ciekawym nagrobnym napisem: "Żona mężowi..."







Z Łówczy udaliśmy się do Płazowa. W Płazowie jest ruina murowanej cerkwi pw. Zaśnięcia Bogurodzicy, która jak wiele takich obiektów po opuszczeniu wsi przez rdzennych mieszkańców zamieniona została na magazyn nawozów. 

Płazów leży na skraju Puszczy Solskiej, przez którą drogą przez las zielonym szlakiem rowerowym wracamy do Narola. Ten odcinek mający niespełna 9 km jechaliśmy ponad dwie godziny raz po raz zatrzymując się za grzybami. Słonce zaszło całkowicie i zrobiło się zimno, ale na kwaterę wróciliśmy na sucho za całkiem sporym naręczem kozaków.


Kapliczka w Narolu

    Dzień czwarty wzdłuż granicy

Bieniaszówka - Wola Wielka -Hrebenne -Lubycza Królewska -Bełżec -Chlewiska - Bieniaszówka


Znów ciemne chmury na dzień dobry. Z tego powodu postanawiamy unikać leśnych dróg i trzymać się asfaltów. Przez Łukawicę jedziemy do Woli Wielkiej w której w centrum mamy drewnianą cerkiew Opieki NMP z połowy XVIII wieku.



Przy omszałym murku leżały zapomniane nagrobne krzyże po starocerkiewnym cmentarzu. Na niebie nieśmiało przebijał błękit nieba, ale temperatura nie wzrosła. Przez sam środek Południowo - rotoczańskiego Parku Krajobrazowego jedziemy w kierunku granicy z Ukrainą. Mijamy już bez zatrzymywania się Werchratę i Prusie i nową szosą dojeżdżamy do Siedlisk. W Siedliskach Jest kila bardzo ciekawych miejsc. Zaraz na początku wsi po lewej stronie jest murowana cerkiew św. Mikołaja z początku XX wieku z jego drewniana figurą obok świątyni.



Na przeciwko cerkwi urządzono muzeum skamieniałych drzew - szczególnie cenna, ponieważ tego typu zbiór jest największy w Polsce. W muzeum jest około 500 eksponatów o różnych kształtach od małych odłamków do 500 kilogramowych skał. Szkoda, że niestety zamknięte. Na zwiedzanie trzeba się umówić telefonicznie. Za muzeum skręcamy z głównej drogi na czerwony szlak pieszy, którym jedziemy obok wzgórza Tatarskiego, na którym według legendy odpoczywał hetman Jan Sobieski po wygranej bitwie z tatarami. Piaskową ścieżką dojeżdżamy do częściowego rezerwatu Jelinka gdzie odnajdujemy przedziwne drzewka - cypryśnik błotny, będący ewenementem w Polsce. Po drugiej stronie stawu postawiono niewielką kapliczkę spod, której wypływa źródło.



W pozostałościach przy dworskiego parku pozostały 200 letnie dęby szypułkowe.

Wracamy na główną drogę i mamy rzut kamieniem do Hrebennego. Hrebenne to głównie przejście graniczne. Nas jednak interesowała tylko drewniana cerkiew św. Mikołaja z końca XVII wieku.






Przy wyjeździe z Hrebennego czerwony szlak zaprowadził nas prosto na zagrodzone podwórko. Na szczęście odnaleźliśmy ścieżynkę, którą przez tory doszliśmy do drogi w kierunku na Mosty Małe. Za cmentarzem w lesie dojrzeliśmy jeszcze starszy zapomniany cmentarz choleryczny z drewnianymi krzyżami, z których wiele już było połamanych.





Dalsza część trasy wiodła szlakiem wolnościowym wzdłuż rzeki Sołokija. Przed Tienatyskami w polach dostrzegliśmy kolejne bunkry linii Mołotowa. W tle niestety czerniały ciemnogranatowe deszczowe chmury. Z których niestety spadł niewielki na szczęście deszcz, potem nawet grad. Zrobiło się jednak zimno i marzyliśmy już tylko aby jak najszybciej dojechać do domu i wziąć gorącą kąpiel.


Wracaliśmy przez Bełżec pomijając już jednak były obóz zagłady, który zwiedzaliśmy w ubiegłym roku i przez Brzeziny i Chlewiska wróciliśmy do Bieniaszówki.

I koniec urlopu. Trochę mokrego i zimnego, ale jesteśmy zadowoleni. W drodze powrotnej odbywamy jeszcze kilkukilometrowy spacer po Rezerwacie Źródeł Tanwi oraz wyspinaliśmy się na Wielki Dział 390 metrów na którym odnaleźliśmy kolejne bunkry Linii Mołotowa. Potem karkołomną drogą leśną ledwo przejechaliśmy samochodem do Brusna gdzie z radością przekonaliśmy się, że drewniana cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewy, która jeszcze niedawno podparta była drewnianymi belkami, aby się nie rozpadła teraz podlega remontowi już niedługo Nowe Brusno będzie się mogło pochwalić prawdziwą perełką. 





Za cerkwią odwiedzamy , jeszcze zarośnięty stary grecko-katolicki cmentarz. Równie ciekawe jest także Stare Brusno, ale ponieważ prowadzi przez nie szlak Green Velo zostawiamy sobie je na inną okazję. 

Z Brusna jedziemy jeszcze pod samą granicę do Radrużu znanej z odremontowanego zespołu cerkiewno-obronnego w Radrużu z najstarszą drewnianą cerkwią greckokatolicką w Polsce pod wezwaniem świętej Paraskewy z około 1583 roku i znajdującą się na liście UNESCO.



W Radrużu jest jeszcze inna, dużo młodsza cerkiew drewniana pw. św. Mikołaja Cudotwórcy z 1931 roku.
Teraz już naprawdę pora wracać.

Poniżej podaję linki do map niektórych fragmentów wycieczek:

http://www.navime.pl/trasa/1160376
http://www.navime.pl/trasa/1160375
http://www.navime.pl/trasa/1164010
http://www.navime.pl/trasa/1164011
http://www.navime.pl/trasa/1164012



Brak komentarzy: