środa, 27 lipca 2016

ROWEREM PRZEZ JURĘ


ROWEREM PRZEZ JURĘ

Odgrzebałem z domowych archiwów opis swojej jednej z pierwszych poważnych wypraw rowerowych. Publikuję go niemal bez zmian jako wspomnienie sprzed lat.


Opis ten będzie niecodzienny bo sam charakter wyprawy był jak dla mnie niezwykły. Wprawdzie od dawna taka eskapada była w moich planach, ale dopiero teraz gdy usłyszał o takim pomyśle Kazik - mój towarzysz licznych przejażdżek - namówił mnie i zmobilizował do jej realizacji. To pierwsza i mam nadzieję nie ostatnia wycieczka rowerowa. Zapraszam więc na relację z Jury Krakowsko - Częstochowskiej. Rowerem.





    Dzień pierwszy Tarnów- Częstochowa- Podlasice

Tarnów - Częstochowa (PKP) - Olsztyn - Mirów -Bobolice - Podlasice


Środek nocy. Mkniemy rowerami ulicami miasta na dworzec PKP. Chociaż to ostatnia noc lata zimno jak w listopadzie. Czeka nas pięciogodzinna podróż do Częstochowy. Lądujemy tam wczesnym rankiem i po nieprzespanej nocy ruszamy czerwonym rowerowym szlakiem w kierunku Krakowa przez Jurę. W sumie mamy do przejechania około 180 km, a plan na dziś to 60 km, bo nocleg zaplanowaliśmy w miejscowości Podlasice. Ale to dopiero późnym popołudniem. Wg. planu. Gdy opuszczaliśmy Częstochowę temperatura była poniżej 9 st. Więc pedałowaliśmy raczej żwawo, aby wyprodukować trochę ciepła. Tuż za miastem skręcamy w leśną drogę. Na razie mamy spory zapas sił, więc choć czasem trzeba pod górkę kilometry nam uciekają. Tuż przed miejscowością Kusięta zwiedzamy niewielki rezerwat Zielona Góra. Pierwszej skałce na naszym szlaku i niewielkiej jaskini robimy zdjęcia i ruszamy w kierunku Olsztyna. W Olsztynie mamy pierwszy zamek do zaliczenia. Zamek w Olsztynie powstał prawdopodobnie z inicjatywy króla Kazimierza Wielkiego i miał ochraniać przed najazdami od Śląska i Czech. 


WIDOK ZAMKOWYCH RUIN W ROKU 1787. AKWARELA Z. VOGLA.(http://www.zamkipolskie.com/olsz/olsz.html)














W okresie prosperity był jednym z największych i najbardziej umocnionych w regionie. Zamek popadł w ruinę podczas najazdu szwedzkiego. Obecnie niewiele pozostało, ale górujące nad miastem ruiny robią wielkie wrażenie. Wstęp na ruiny jest płatny, ale kwota 2 zł nie jest wygórowana, naprawdę warto.




REKONSTRUKCJA ZAMKU Z XVI WIEKU. ŹRÓDŁO: I.T. KACZYŃSCY "ZAMKI W POLSCE POŁUDNIOWEJ"











Po obejrzeniu zamku słonko było już na tyle wysoko, że możemy odsłonić po części nasze ciała. Do pobliskiej cukierni wstępujemy na kawę i rewelacyjną , olbrzymią jagodziankę i ruszamy dalej. Jedziemy teraz szlakiem czerwonym , ale pieszym i po 2 km napotykamy pierwszą grupę skałek m.in. Pustelnia, Setki , Karzełek.


Droga zrobiła się na tyle stroma, że musimy zejść z siodełek i pchać nasze rowery pod górę. Na szczycie wśród skał odnajdujemy jedną z wielu w tym rejonie jaskiń. Nie zamierzamy się jednak bawić w speleologów i tylko zaglądamy do środka. W tym pchaniu tak się zapamiętaliśmy, ze wypchaliśmy za wysoko i zeszliśmy ze szlaku. Aby się nie wracać próbujemy na "skuśkę". Trochę to było karkołomne, ale po jakimś czasie dojeżdżamy do szlaku zielonego i już tym szlakiem docieramy z powrotem do czerwonego rowerowego w Krasawie, potem do Suliszowic. Tam znów "przesiadamy' się na zielony i nim dojeżdżamy do zamku Ostrężnik. Ruiny zamku są ledwo widoczne. Pozostałości murów niewiele wystają z ziemi a wzgórze porasta las i jest fragmentem rezerwatu leśnego "Ostrężnik". Poniżej w skale od strony północnej znajduje się jaskinia Ostrężnicka. Wstęp tym razem bezpłatny.

Potem już bez zwłoki, bo dzień nam ucieka, szybciutko przez Niegową jedziemy do Mirowa, w którym czekają kolejne ruiny zamku. W odróżnieniu od Ostrężnika zamek w Mirowie zachował się w dużym stopniu i góruje na nie porośniętym wzgórzu doskonale widoczny w okolicy otoczony dokoła wapiennymi "Skałami Mirowskimi".

Po ruinach można bez przeszkód spacerować, a piknik z białymi murami w tle będzie niezapomnianym przeżyciem. Czas jednak wrócić do naszych rowerów i trochę statystyki, bo na drodze do Mirowa padł nasz rekord prędkości 56,1 km/h cóż jednak z tego, skoro średnia to zaledwie 12 km/h, a my mamy wrażenie, że ciągle jedziemy pod górę. Pod górę i w piachu. Co raz musimy przepychać rowery. Z malowniczego Mirowa już za to mamy rzut kamieniem do pobliskich Bobolic. Zamek w Bobolicach podobnie jak poprzednie miał strzec polskiej granicy za czasów Kazimierza Wielkie go.





REKONSTRUKCJA WAROWNI WG B. DREJEWICZ







Z zamku niewiele się zachowało, choć obecnie twoja tam prace remontowe zwiedzać można jedynie niewielką część w tym wyremontowaną bramę główną.




Krótko bawimy więc w Bobolicach, pozostało nam jedynie około 5 km do Podlasic, gdzie po dość długich poszukiwaniach udaje się nam znaleźć nocleg i możemy dać odetchnąć wszystkim naszym członkom odświeżeni po prysznicu. Mam tylko kłopoty z określeniem ośrodka bólu, a co będzie rano? Przejechaliśmy tego dnia około 66 km ze średnią prędkością niecałe 12 km/h. Tylko się proszę nie śmiać bo długość trasy nie powala, ale program zwiedzania mieliśmy bogaty



Dzień drugi Podlasice- Olkusz

Podlasice - Skarżyce - Ogrodzieniec  - Rabsztyn - Olkusz
Śpimy dość długo, ale cóż - zasłużyliśmy. Wyruszamy na dzisiejszą trasę dopiero koło 10 i już po kilometrze znów wspinamy się pod górę czerwonym szlakiem i znów po piachu po kostki. Znów musimy popychać rowery. Po 4 kilometrach jesteśmy pod zamkiem Morsko. Zamek nie jest udostępniony do zwiedzania i można go zobaczyć jedynie z zewnątrz. Zamek "Bąkowiec" w Morsku wzniesiony został na przełomie XV i XVI w na planie wydłużonego wieloboku o powierzchni 500m2. Jadąc z Morska mijamy po drodze ciekawy architektonicznie wczesnobarokowy kościół w miejscowości Skarżyce.

 

Kościół pod wezwaniem Św. Trójcy zbudowany z kamienia wapiennego w 1610 roku. Tam znów się zagadaliśmy, co skutkuje tym, że nie jedziemy zaplanowaną trasą. Tym razem ma to tę dobrą stronę, że trafiamy do Kromołowa, gdzie rozpoczyna swój bieg rzeka Warta, a nad samym źródłem postawiono w 1803 roku kaplicę pod wezwaniem św. Jana Nepomucena. Warta póki co nie przypomina rzeki o której dzieci uczą się na lekcjach geografii. Z Kromołowa jedziemy do Bzowa i tam wracamy na właściwy szlak do Ogrodzieńca. Gdy pojawia się na horyzoncie panorama zamku łapię gumę. Próbujemy łatać, ale dętka okazuje się pocięta, więc Kazik daje mi swoją zapasową dętkę. Straciliśmy jednak prawie godzinę. Wreszcie dojeżdżamy do zamku w Ogrodzieńcu. Zamek jest naprawdę imponujący. 


Ruina usytuowana jest na najwyższym (504m) wzniesieniu Jury Krakowsko- Częstochowskiej górze janowskiego. Zwiedzanie jest odpłatne i wszystkie atrakcje czyli zamek, sala tortur (skromna, ale zostająca w pamięci) oraz wystawa kosztuje 8 zł. Chociaż z zamku pozostały prawie wyłącznie gołe mury to ich ogrom robi wrażenie i z przyjemnością spaceruje się wspaniałymi dawniej korytarzami i komnatami.



REKONSTRUKCJA ZAMKU BONARÓW,
ŹRÓDŁO: I., T.KACZYŃSCY "ZAMKI W POLSCE POŁUDNIOWEJ" 



Atrakcyjne są również znajdujące się w obrębie murów skałki, a wspinając się na nie można podziwiać ruiny z oddali. Łażąc po ruinach zapominamy o bożym świecie, a zaczęło się robić późno. Stąd decyzja o zmianie planów i skróceniu trasy. Zamki Smoleń i Bydlin zostawiamy na inną okazję a najkrótsza droga przez Klucze i Jaroszowiec skrajem Pustyni Błędowskiej pędzimy do zamku Rabsztyn. Pędzimy to za dużo powiedziane bo pomimo, wygodnej asfaltowej drogi pedałuję na najniższym biegu, mało nie najadę n własny język, końca podjazdu widać nie było. Gdy już wreszcie dotarliśmy do zamku Rabsztyn słońce było już nisko i białe mury błyszczały w jego zachodzących promieniach.


Rekonstrukcja wyglądu zamku z poł. XVII w. wg Zygmunta Lisa Źródło: Zamki i inne warownie Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, Jolanta Fidura 




Zwiedzać można resztki górnego zamku oraz mury zamku dolnego. Do zamku wchodzimy przez renesansową bramę wjazdową nowo wybudowanym drewnianym mostem.

    Ciekawostką, która wygrzebałem jest, że około roku 1580 na zamku rabsztyńskich znajdowała się niewielka hodowla lwów króla Stefana Batorego, który był zapalonym myśliwym i kochał zwierzęta. Musiał więc upodobać sobie ten zamek, bowiem egzotyczne zwierzaki trzymano dla króla jeszcze tylko w 3 miejscach: w Krakowie, pod Warszawą i na Litwie.

    Z Rabsztyna jest tylko 5km do Olkusza gdzie mamy zarezerwowany już nocleg w schronisku PTSM. 
 
Dzień trzeci Olkusz - Kraków- Tarnów

Olkusz - Pieskowa Skała - Ojców - Kraków  - Tarnów (PKP)


  Zostałem brutalnie obudzony o 6 rano. Po szybkim śniadaniu ruszamy najkrótsza drogą do Pieskowej Skały. Trochę jest zimno, ale szybko rozgrzewa nas poranne słońce. W Sułoszowej niedaleko od Pieskowej skały możemy zdjąć długie ciuchy i nadal cieszyć się piękną tego roku jesienią. Dojeżdżamy do zamku i tu niestety czeka nas rozczarowanie. Jest poniedziałek, więc nici ze zwiedzania. Pamiętajcie, że dniach poświątecznych większość muzeów jest zamknięta



Musimy się zadowolić obejrzeniu go z wewnętrznego dziedzińca. Rezygnujemy też z kawy w kawiarni zamkowej. Odstraszyła nas cena. W Sułoszowej zaczyna swój bieg Prądnik i odtąd aż do samego Krakowa ciągnie się piękna i pełna atrakcji dolina Prądnika przez który wiedzie czerwony pieszy szlak, którym się obecnie poruszamy. Jedną z nich jest skała zwana "Maczugą Herkulesa" tworząca wspaniałą kompozycję z zamkiem w tle. Miedzy Skałą a Ojcowem napotykamy na kolejną ciekawostkę jaką jest Kaplica "Na wodzie". 




Przebudowana na miejsce sakralne w miejsce dawnych łazienek zdrojowych omijała zarządzenie cara Mikołaja II zabraniające budowania obiektów sakralnych na "ziemi ojcowskiej", dlatego też postanowiono wybudować ją "na wodzie".

Sonety Ojcowskie

"Kapliczka"

Bystre Prądnika nurty wody szmer wydają,
Kamienie obmywają i zielone brzegi,
Wezbrane płyną, kiedy wiosną śniegi
Pod działaniem promieni cieplnych słońca tają.
Na nurtach kapliczka stoi zbudowana
przezornie, bo na wodzie z Marii obrazem,
Zabroniono budować carskim ukazem
Na ziemi, a na wodzie dała moc tyrana.
Silna, niezwyciężona prawie przemoc carska
Prysnęła, jak na wodzie bańka krótkotrwała,
Nic z niej nie pozostało, a kapliczka stoi.
Niezwyciężona jest Ta, której barska
Wojna chwałę głosiła w pieśni, co przetrwała
Niewolę, do wolności przywiodła podwoi.
[Józef Cyra]

 Przy kapliczce zjadamy drugie śniadanie i ruszamy do Ojcowa. Zamek w Ojcowie za, którego zwiedzanie pobierana jest opłata to nieporozumienie. Odbudowana brama wjazdowa, fragmenty murów, i baszty tyle pozostało do dnia dzisiejszego.



Zamek zbudowano prawdopodobnie w połowie XIV wieku z fundacji Kazimierza Wielkiego, na wysokiej skarpie a jego trzon stanowiła 13 metrowa wieża a do zamku prowadził drewniany most wsparty na murowanych filarach.



REKONSTRUKCJA ZAMKU Z XVII WIEKU, ŹRÓDŁO: I., T.KACZYŃSCY "ZAMKI W POLSCE POŁUDNIOWEJ"




Krótko bawimy w zamku a ponieważ do jaskini Łokietka, naszego kolejnego punktu programu mamy całą godzinę(wejścia z przewodnikiem o każdej pełnej godzinie) wstępujemy do pobliskiej kawiarni kawę i herbatę. Przez to o mały włos nie spóźniliśmy się bo droga do jaskini nie była łatwa i prosta jak nam się to zdawało. To był dość ostry marsz pod górkę a rowery tym razem były sporym balastem.     







Jaskinia Łokietka (Królewska), znajduje się ok. 130 m. nad dnem Doliny Prądnika, w zboczu Chełmowej Góry jest największą i najpiękniejszą ze znanych jaskiń Ojcowskiego Parku Narodowego. Składa się z dwóch dużych komór oraz kilku korytarzy, ich łączna długość wynosi 320 m. Jaskinia jest oświetlona elektrycznie zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem. W jaskini wg legendy przez 6 tygodni ukrywał się przyszły król Polski Władysław Łokietek przed czeskim królem Wacławem II.




Idąc do jaskini dobrze się spociliśmy. Za to w dół zjechaliśmy szybciutko. Teraz już powoli będziemy zbliżać się do celu naszej trasy, ale jeszcze mamy przed sobą niemal całą dolinę. Dolina Prądnika to najdłuższa i najpiękniejsza dolina w całej jurze. Wiedzie pomiędzy monumentalnymi wapiennymi skałami, wśród których znajdziemy wiele dziur i jaskiń. Zbocza porasta mieszany las, który teraz zaczyna przyoblekać się w złote barwy polskiej jesieni 





Wzdłuż drogi szemrzą wody Prądnika. Droga wiedzie łagodnie w dół i kręcenie już nie sprawia żadnych kłopotów. Skarby natury dodatkowo upiększają charakterystyczne stare zagrody zwane tutaj okołami. Dolina Prądnika zawiodła nas prosto do Krakowa i tu kończy się moja pierwsza rowerowa wycieczka. 


I może nie ostatnia? 

KONIEC

Brak komentarzy: